Pojawiły się chmury. I ja je bardzo grzecznie proszę, żeby sobie poszły gdzieś daleko. Nie mam nastroju na pochmurny dzień. Potrzebuję słońca.
Zepsułam wczoraj komuś dzień. Chcący -nie chcący. Sama nie wiem.
Poza tym nic nie jest dobrze i wszystko się wali. Jak już widać światełko w tunelu, to okazuje się, że to nadjeżdżający pociąg. Albo głupi żart i już ktoś zdmuchnął zapałkę.
Nie wiem, naprawdę nie wiem jak z tego wyleźć.
Skończyłam Smażone zielone pomidory. No piękna historia. Ale tło Stanów lat 20 i 30, zepsuło mi całą radość z lektury. Drażni mnie to. Nie wiem skąd to mam, ale mam.
Inna rzecz, że amerykańskie poradnikowe mity typu, uwierz w siebie a osiągniesz co chcesz, nawet różowego cadillaca, są absolutnie obowiązkowe. I happy end.
A poza tym, Szanowna Redakcjo, nie mam co czytać. Czegoś walącego optymizmem w głowę potrzebuję.
Uszy do góry, będzie dobrze 🙂
A na smutki polecam Pratchetta – przede wszystkim części o straży nocnej