Siły brak

Nie dam rady. Dziś pobudka o 4.40. To nieludzkie! Tym bardziej, że teraz jest jeszcze ciemno!

Zaczęłam załatwiać papiery na działalność. Przeraża mnie to. Ile trzeba będzie wydać, żeby coś zarobić. Albo chociaż przestać dokładać? No nic, trzeba spróbować. Może się uda.

Musi się udać, nie bardzo jest jakaś alternatywa.

A teraz chce mi się spać.

A poza tym mój mąż jest leniwy. Że też ja robię takie odkrycia po tylu latach! W sumie zawsze byłam zbyt zajęta, żeby to zauważyć. Mój psychiczny dołek i porzucenie wszelkiej aktywności pozwoliło mi odkryć mnóstwo rzeczy, na które wcześniej nie zwracałam uwagi. Właśnie jak to lenistwo.
Bo to było tak, praca, gotowanie obiadu, spacer, zabawa z dzieckiem, pranie, prasowanie, angielski, bieganie czy inny fitness, czytanie książki na dobranoc, usiłowanie walki z doktoratem, sprzątanie codzienne i to grubsze, organizowanie jakiś kinder-domówek, (bo większość znajomych ma dzieci, więc większość imprez nam kinder wychodzi 🙂 ), jakieś kino czasami, teatr, czy piwko w knajpie. Nie miałam okazji zastanawiać się nad tym co on robi. Wkurzałam się czasami na coś, ale nie miałam czasu na analizowanie tego.

Aż wszystko się walnęło. Zaliczyłam zjazd. Totalny. I przestałam robić cokolwiek. Rzuciłam studia, lekcje angielskiego, sporty, spacery, usypianie, pracę (to akuratnie nie do końca z własnej woli). Pogrążona w swoim otępieniu, zauważyłam jednak co się dzieje dookoła mnie.

Ja stan leżę i nic nie robię osiągnęłam w kryzysie. Dla niego jest naturalny. Wszystkie siły poświęca na to, by się położyć przed TV z laptopem i relaksacyjnie grać w pokera czy inne karcianki.
To są akcje takie jak na przykład, gdy jeszcze pracowałam, jakiś ładny jesienny dzień. Wracam z pracy, trzeba coś ugotować, zjeść. Ale szkoda pogody. Mówię wyjdź z Młodą na spacer. OK, tylko się napiję czegoś. I teraz… tadam…napięcie rośnie…
Ugotowałam coś szybko, zjadłam i wyszłam na spacer zanim on zdążył się napić.
Karmienie Młodego Monika on zjadł dwie łyżeczki i więcej nie chce. Idę, karmię, dziecko zjada wszystko. Tylko to trwa, trzeba pogadać, powydurniać się, dać popić, pozwolić się nieco wybrudzić. Nie da się odwalić tego w 3 minuty ładując mu do paszczy łyżeczki za łyżeczką, jak automat. A jak trzeba coś robić, wysilić się, to już się nie da.
Tego cholerstwa jest mnóstwo. W każdej dziedzinie życia.

No to se pomarudziłam.

Pierwszy mąż jest jak naleśnik: zwykle nieudany.

7 uwag do wpisu “Siły brak

  1. nie daj się chandrze.. On na pewno ma jakieś dobre strony, które Cię kiedyś urzekły 🙂 facet, czy to mąż czy nie mąż, to istota nad którą trzeba pracować całe życie, jak z dzieckiem..
    wspieram i pozdrawiam 🙂

  2. Cesarzowa pewnie, że ma. Świetną wątróbkę z cebulką zrobił na kolację dziś.
    Ale muszę się wyżalić, bo bloga mam po to, żeby się nie udusić tym co mnie gryzie 🙂

  3. Kochana… głowa do góry… spróbuj spojrzeć na to z innej perspektywy… jesteś młoda, masz dzieci, zakładasz firmę… o czym to świadczy? O tym, że jesteś silną kobietą a co więcej świadomą tego co się wokół niej dzieje. To bardzo cenne. Anad związkiem trzeba pracować, czasem przymykać oczy na niektóre rzeczy, czasem próbować zmieniać to co jest nie do zaakceptowania. Wiem, że łatwo się mówi… ale mnie się udało… mój mąż też nie był od zawsze ideałem… teraz jest… starał się zmienić rzeczy, które nam obojgu uprzykrzały życie… i udało mu się… i mnie też się udaje 🙂 Powodzenia!!!

Dodaj odpowiedź do Jana Anuluj pisanie odpowiedzi