Ech, co za pech…

Boli mnie głowa. Już z rana łyknęłam panaceum, ale właśnie wraca jak bumerang. A kysz…
Młody noc zafundował z tych bardziej radosnych, bo z wysoką gorączką. Zobaczym. Lekarka na razie powiedziała zbijać jak za wysoka i czekać, aż się coś z tego wykluje. Starsza na razie niby poszła do szkół nauki pobierać. Mam nadzieję, że ją ominie choróbsko wszelakie.

Mam zamiar trochę książek z typu jednorazowego powrzucać na allegro. Nie lubię tego, bo straszne zamieszanie jest ze sprawdzaniem kto za co zapłacił, a kto nie jeszcze, pakowaniem, noszeniem na pocztę… Ale one te książki jakoś mi się rozmnażają. Zajmują półki i inne płaskie powierzchnie. No podłogi nie. Ale to tylko dlatego  że przy dzieciach na podłodze długo by nie poleżały. Co prawda od trzech lat zamawiam dodatkowe półki na moją biblioteczkę, już u któregoś z rzędu stolarza. Ale stolarze się dematerializują, a półki rozpływają we mgle. Z jednej strony nie lubię pozbywać się książek. Chciałabym wszystkie dla siebie. Z drugiej strony, po niektóre już raczej na pewno nie sięgnę. Niech ucieszą kogoś innego.

2 uwagi do wpisu “Ech, co za pech…

  1. To jak już wystawisz, to daj znać, gdzie, chętnie zajrzę, może będzie tam coś dla mnie. A z tymi stolarzami to mnie zaskoczyłaś – jak to znikają? Jakaś klątwa? 😉

Dodaj odpowiedź do batumi Anuluj pisanie odpowiedzi